Przez resztę dnia nie padało już tak ulewnie, jak przedtem. Chwilami delikatnie pokropiło i to tyle. Zdążyło się już ściemnić, kiedy wychodziłam z restauracji, w której jadłam wcześniej obiad. Przeliczyłam, że pieniędzy powinno starczyć na co najmniej tydzień, ale nie o nie się martwiłam. Nie miałam jak się wykąpać i gdzie spać, no i zostawał jeszcze Ben... Wróciłabym do domu, ale jaką miałam pewność, że moi rodzice już dotarli do domu, a jego tam nie było? Żadnych. Brakowało im czasu dla nich samych, więc byłam pewna, że wrócą późno, chcąc się sobą nacieszyć. Oboje mieli firmy, dlatego więcej czasu spędzali w biurze, niż we własnym domu. Byłam przyzwyczajona do samotności. Będąc dzieckiem nie mieli czasu chodzić do szkoły na wywiadówki, nie wspominając już o poświęceniu swojego czasu dla dziecka. Moje dzieciństwo spędziłam praktycznie bez rodziny, tym bardziej, że byłam jedynaczką. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo, aby móc się z nimi bawić, kiedy rodzice pracowali.
Szwendałam się bez celu ulicami Anglii, rozmyślając nad tymi wszystkimi problemami, nurtującymi mnie, dotyczącymi minionego dnia. Na ulicach było pusto, tylko gdzieniegdzie w barach świeciły się kolorowe światła i słychać było, jak nie śmiechy, to muzykę. Idąc skręciłam w jedną z ulic, na której panował zupełny mrok. Żadna z lamp się nie świeciła. Bałam się, że na coś wpadnę. Było bardzo cicho, jak na wieczorny weekend. Dostrzegłam jedną jedyną lampę, która z trudem próbowała się zapalić, ale widocznie była przepalona. Światło z żarówki migotało co kilka sekund, aż po chwili całkiem zgasło, co sprawiło, że przeszły mnie dreszcze. Towarzyszył mi już tylko wiatr przenoszący liście oraz światło jasnego księżyca. Była pełnia. Robiło się coraz chłodniej, więc włożyłam dłonie do kieszeni kurtki. To wszystko wyglądało, jak scena z horroru. Wyobraziłam sobie, że gram główną rolę jakiejś biednej dziewczyny, którą zaraz ma spotkać coś złego. Na tę myśl przełknęłam głośno gulę, znajdującą się w moim gardle. Nie wiedziałam dokąd idę. Wokół mnie ulica wypełniona była mrokiem i ciszą. Musiałam pokonać strach i iść dalej. Nie znałam okolicy, a w pobliżu nie było nikogo, do kogo mogłabym zwrócić się z prośbą pożyczenia chociażby telefonu. Z zamyśleń wyrwał mnie głośny gwizd. Nie rozglądałam się. Przyśpieszyłam tempo, kiedy zrozumiałam, że dźwięk był zwrócony w moim kierunku, wydobywając się ponownie z cudzych ust, a zaraz po nim męski głos.
- Hej, laleczko - zawołał ktoś. Szłam dalej, nie zwracając uwagi na zaczepkę, z myślą, że osoba ta da mi spokój i po prostu odpuści.
- Ej, maleńka, poczekaj - ktoś krzyknął za mną, więc odwróciłam wreszcie głowę. I zaraz tego żałowałam. Wysoki chłopak z kapturem na głowie, zaczął iść w moją stronę. Chciałam zacząć uciekać, kiedy wpadłam na coś lub kogoś. Odwróciłam z powrotem głowę przed siebie i ujrzałam ogromnego mężczyznę, również z zakrytą głową.
- A panienka dokąd się wybiera - zapytał łapiąc mnie za nadgarstki.
- Ałć, puść mnie - wykrzyczałam natychmiast, jednak bez skutku.
- Rybka została schwytana - uśmiechnął się chłopak, który przedtem na mnie gwizdnął, a następnie poklaskał dłońmi dla mężczyzny wykręcającemu moje ręce. Spostrzegłam, że jest z nimi jeszcze dwóch innych, Wszyscy byli zakryci po czubki głów, widać było im tylko twarze. Próbowałam uwolnić swoje nadgarstki z uścisku najwyższego z nich i powiedziałam im, żeby mnie zostawili, na co oni tylko zachichotali. Podeszli bliżej i zaczęli mnie dotykać. Jeden z nich złapał mnie w talii i zbliżył swoje usta do moich.
- Dzisiaj zamierzamy się dobrze bawić, a ty musisz nam w tym pomóc - szepnął mi do ucha, a z jego ust wydobywało się zimne powietrze, z którego czuć było wódkę.
- Śnisz, zostawcie mnie, bo inaczej... - próbowałam szybko wymyślić coś, czym mogłabym ich zastraszyć. - Albo inaczej przyjdzie tu mój chłopak i skopie wam dupy.
- Oho, zadziorna - zaśmiali się równocześnie. - Nie masz chłopaka - mężczyzna trzymając mnie za talię, przeniósł ręce na mój podbródek, ściskając go.
- Skąd taka pewność...właśnie, że... właśnie, że mam - wypaliłam, jąkając się. Chciałam, żeby mi uwierzyli, ale aktorka była ze mnie marna.
- Nie masz, inaczej nie włóczyłabyś się sama po takiej okolicy, jak ta - uśmiechnął się zwycięsko.
Cholera. ''Już po mnie'' pomyślałam. Miałam dość wrażeń na dzisiaj. Naprzód ten typ, Ben, a teraz oni. Mój sen powtarzał się po raz kolejny.
- Malutka, nie denerwuj się. Zrobimy to szybko, każdy po kolei - znowu szeptał mi do ucha. Nie musiałam pytać, o co mu chodziło, mówiąc, że ''zrobią to szybko''. Powtórka z rozrywki, która wcale taka rozrywkowa, jak dla mnie, nie była. Nie było sensu krzyczeć. W pobliżu nie było nikogo, oprócz nas.
- Co wy, kurwa, robicie - odezwał się za nami jakiś męski, wkurzony głos. Wszyscy odwróciliśmy się w jego kierunku, a mężczyzna trzymający mnie za obolałe nadgarstki, puścił je natychmiast, jakby się czegoś przestraszył. Wszyscy wpatrywali się w niego ze strachem w oczach.
- Odpowie mi ktoś, do cholery - upominał się o wyjaśnienia. - Kim ona jest? - Wskazał na mnie ruchem głowy. Chyba się znali. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, ale w świetle księżyca było widać jego czuprynę loków oraz dobrze zbudowane ciało. Musiał być w ich wieku. Jeden z nich podszedł do niego i poklepał do w plecy.
- Spokojnie, stary. Dziś weekend, a my się nudzimy i potrzebujemy kogoś do zabawy. Przyłącz się do...
- Spierdalaj - chłopak w lokach fuknął i strzepnął jego rękę ze swojego ramienia.
- Co cię ugryzło, Hazz - zwrócił się do niego kolejny chłopak.
- Ona nie wygląda na panienkę, która lubi takie rzeczy - wskazał na mnie ręką. - Będziecie mieć przez to problemy, a ja nie chcę być w to wmieszany - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Cieszyłam się, że zjawił się tu w odpowiednim momencie, jednak nie myślałam, że chodziło mu tylko o konsekwencje tego, co tamci mieli zamiar mi zrobić. Tak czy siak, dobrze, że im przerwał. Zrobiłam krok do tyłu, chcąc wykorzystać to, że są zajęci i uciekać, ale wysoki mężczyzna nadal stał za mną, o czym zapomniałam.
- Nigdzie nie pójdziesz - złapał mnie tym razem za ramiona. Ałć. Bolało. Z łatwością mógłby mnie zgnieść.
- Puść ją - burknął, przybyły kila minut temu, chłopak. - To córeczka tatusia z bogatej rodzinki. Widać to. Będziecie mieć ostro przesrane.
Chwilę. Słucham? Córeczka tatusia? Jak on śmiał? Nawet mnie nie znał. Wcale nie byłam niczyją ''córeczką'', chociażby dlatego, że żaden z moich rodziców nie miał dla mnie czasu.
- Głuchy jesteś, kurwa - tamten zrobił krok w naszym kierunku i zacisnął pięści. Koleś, który mnie nadal trzymał, przełknął ślinę i zadrżał. Przez chwilę pomyślałam, że chłopak w lokach chciał mnie bronić, ale jedyną rzeczą, jaką wtedy chciał bronić były jego papiery i wolność.
- Ok, ok, nie spinaj się - mężczyzna puścił moje ramiona i uniósł swoje w kierunku mojego ''wybawcy'', w geście, że nie chce zaczynać kłótni, po czym zrobił krok do tyłu.
- Dobra, dajmy spokój, chłopaki - zwrócił się jeden z nich do reszty i machnął ręką. - Idziemy, znajdziemy inną - nakazał, pozostała trójka ruszyła za nim.- Zobaczymy się później, Hazz.
Patrzyłam na chłopaka w lokach, a on rozglądał się dookoła.W końcu spuściłam głowię, by po chwili wymamrotać coś pod nosem.
- Dziękuję - zdobyłam się na odwagę, a moją twarz oblał rumieniec. Podniosłam delikatnie głowę i spojrzałam na niego, chcąc ujrzeć jego reakcję. Spodziewałam się, że powie coś w stylu ''nie ma za co'', ale nic takiego nie usłyszałam. Chłopak niepewnie skinął tylko głową i ruszył przed siebie.
- Dokąd idziesz - nie wiem dlaczego, ale zapytałam szybko. Po co chciałam to wiedzieć? To nie była moja sprawa.
- Co? Idę do baru, a ty powinnaś stąd spływać - odwrócił się lekko na moment przy ostatnim zdaniu i z powrotem powrócił do marszu. Miałam łzy w oczach z powodu emocji, które mną szastały. Ruszyłam niepewnie w przeciwnym kierunku, kiedy usłyszałam głos chłopaka.
- Co taka dziewczyna, jak ty, robi tu sama o tej godzinie- spojrzałam zza pleców. Stał przodem krzyżując ręce. Odpowiedział na moje pytanie, choć nie była to moja sprawa, więc chyba powinnam, z grzeczności, zrobić to samo.
- Co...ja...- jąkałam się.- Nie wiem.
Chłopak zachichotał i podszedł bliżej, na tyle, by w świetle księżyca móc dostrzec jego pociągające rysy twarzy. Był bardzo przystojny, choć nie wiele widziałam. Wyglądał na góra 16 lat.
- Zgubiłaś się?
- Właściwie to...
- Jesteś sama - zadawał kolejne pytania, kiedy ja nie zdążyłam jeszcze odpowiedzieć na pierwsze z nich.
- To bardzo niebezpieczna okolica. Nie powinnaś włóczyć się tutaj sama.Widziałaś, co się mogło stać - jego twarz przybrała poważny wyraz. - Nie wyglądasz na dziewczynę, która... - nie dokończył, ale wiedziałam, co miał na myśli. Że nie wyglądam na dziwkę. Był to dla mnie komplement w zasadzie. Uśmiechnęłam się lekko. - Odwiozę cię - powiedział ni stąd, ni zowąd. Dlaczego chciał to zrobić? Myślałam, że zależało mu tylko na tym, aby nie mieszać się w sprawy, przez które mógłby mieć kłopoty.
- Nie ma takiej potrzeby - wydusiłam szybko. Nie mogłam nikomu już ufać.
- Nie bądź śmieszna, gdyby nie ja... - zamilkł na chwilę. - Sama zresztą wiesz, ale skoro nie to...
- Zgoda - przerwałam mu. Nie znam go, nie powinnam była się zgadzać, ale lepsze to, niż zostanie tutaj na pastwę losu. Chłopak uśmiechnął się zwycięsko.
- A więc chodźmy.
Ruszyliśmy przed siebie. Musiałam robić podwójne kroki, żeby za nim nadążyć. A co jeśli to wszystko było na pokaz, żebym mu zaufała, a teraz wywiezie mnie do tamtych, a oni zgwałcą mnie lub zabiją? Ciemne myśli przelatywały przez moją głowę, ale musiałam zaryzykować. Nie mogłam się już wycofać, nie wiedziałam jak.
______________________________________________________________
*Jeżeli już tu jesteś i przeczytałaś/eś, proszę, zostaw komentarz. Z góry dziękuję ;)Wyraź też swoją opinię. Krytykę (uzasadnioną) przyjmuję jako pomoc do działalności nad kolejnymi rozdziałami.
*Pytania kierowane do mnie na: http://ask.fm/DeeFTonero
Szwendałam się bez celu ulicami Anglii, rozmyślając nad tymi wszystkimi problemami, nurtującymi mnie, dotyczącymi minionego dnia. Na ulicach było pusto, tylko gdzieniegdzie w barach świeciły się kolorowe światła i słychać było, jak nie śmiechy, to muzykę. Idąc skręciłam w jedną z ulic, na której panował zupełny mrok. Żadna z lamp się nie świeciła. Bałam się, że na coś wpadnę. Było bardzo cicho, jak na wieczorny weekend. Dostrzegłam jedną jedyną lampę, która z trudem próbowała się zapalić, ale widocznie była przepalona. Światło z żarówki migotało co kilka sekund, aż po chwili całkiem zgasło, co sprawiło, że przeszły mnie dreszcze. Towarzyszył mi już tylko wiatr przenoszący liście oraz światło jasnego księżyca. Była pełnia. Robiło się coraz chłodniej, więc włożyłam dłonie do kieszeni kurtki. To wszystko wyglądało, jak scena z horroru. Wyobraziłam sobie, że gram główną rolę jakiejś biednej dziewczyny, którą zaraz ma spotkać coś złego. Na tę myśl przełknęłam głośno gulę, znajdującą się w moim gardle. Nie wiedziałam dokąd idę. Wokół mnie ulica wypełniona była mrokiem i ciszą. Musiałam pokonać strach i iść dalej. Nie znałam okolicy, a w pobliżu nie było nikogo, do kogo mogłabym zwrócić się z prośbą pożyczenia chociażby telefonu. Z zamyśleń wyrwał mnie głośny gwizd. Nie rozglądałam się. Przyśpieszyłam tempo, kiedy zrozumiałam, że dźwięk był zwrócony w moim kierunku, wydobywając się ponownie z cudzych ust, a zaraz po nim męski głos.
- Hej, laleczko - zawołał ktoś. Szłam dalej, nie zwracając uwagi na zaczepkę, z myślą, że osoba ta da mi spokój i po prostu odpuści.
- Ej, maleńka, poczekaj - ktoś krzyknął za mną, więc odwróciłam wreszcie głowę. I zaraz tego żałowałam. Wysoki chłopak z kapturem na głowie, zaczął iść w moją stronę. Chciałam zacząć uciekać, kiedy wpadłam na coś lub kogoś. Odwróciłam z powrotem głowę przed siebie i ujrzałam ogromnego mężczyznę, również z zakrytą głową.
- A panienka dokąd się wybiera - zapytał łapiąc mnie za nadgarstki.
- Ałć, puść mnie - wykrzyczałam natychmiast, jednak bez skutku.
- Rybka została schwytana - uśmiechnął się chłopak, który przedtem na mnie gwizdnął, a następnie poklaskał dłońmi dla mężczyzny wykręcającemu moje ręce. Spostrzegłam, że jest z nimi jeszcze dwóch innych, Wszyscy byli zakryci po czubki głów, widać było im tylko twarze. Próbowałam uwolnić swoje nadgarstki z uścisku najwyższego z nich i powiedziałam im, żeby mnie zostawili, na co oni tylko zachichotali. Podeszli bliżej i zaczęli mnie dotykać. Jeden z nich złapał mnie w talii i zbliżył swoje usta do moich.
- Dzisiaj zamierzamy się dobrze bawić, a ty musisz nam w tym pomóc - szepnął mi do ucha, a z jego ust wydobywało się zimne powietrze, z którego czuć było wódkę.
- Śnisz, zostawcie mnie, bo inaczej... - próbowałam szybko wymyślić coś, czym mogłabym ich zastraszyć. - Albo inaczej przyjdzie tu mój chłopak i skopie wam dupy.
- Oho, zadziorna - zaśmiali się równocześnie. - Nie masz chłopaka - mężczyzna trzymając mnie za talię, przeniósł ręce na mój podbródek, ściskając go.
- Skąd taka pewność...właśnie, że... właśnie, że mam - wypaliłam, jąkając się. Chciałam, żeby mi uwierzyli, ale aktorka była ze mnie marna.
- Nie masz, inaczej nie włóczyłabyś się sama po takiej okolicy, jak ta - uśmiechnął się zwycięsko.
Cholera. ''Już po mnie'' pomyślałam. Miałam dość wrażeń na dzisiaj. Naprzód ten typ, Ben, a teraz oni. Mój sen powtarzał się po raz kolejny.
- Malutka, nie denerwuj się. Zrobimy to szybko, każdy po kolei - znowu szeptał mi do ucha. Nie musiałam pytać, o co mu chodziło, mówiąc, że ''zrobią to szybko''. Powtórka z rozrywki, która wcale taka rozrywkowa, jak dla mnie, nie była. Nie było sensu krzyczeć. W pobliżu nie było nikogo, oprócz nas.
- Co wy, kurwa, robicie - odezwał się za nami jakiś męski, wkurzony głos. Wszyscy odwróciliśmy się w jego kierunku, a mężczyzna trzymający mnie za obolałe nadgarstki, puścił je natychmiast, jakby się czegoś przestraszył. Wszyscy wpatrywali się w niego ze strachem w oczach.
- Odpowie mi ktoś, do cholery - upominał się o wyjaśnienia. - Kim ona jest? - Wskazał na mnie ruchem głowy. Chyba się znali. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, ale w świetle księżyca było widać jego czuprynę loków oraz dobrze zbudowane ciało. Musiał być w ich wieku. Jeden z nich podszedł do niego i poklepał do w plecy.
- Spokojnie, stary. Dziś weekend, a my się nudzimy i potrzebujemy kogoś do zabawy. Przyłącz się do...
- Spierdalaj - chłopak w lokach fuknął i strzepnął jego rękę ze swojego ramienia.
- Co cię ugryzło, Hazz - zwrócił się do niego kolejny chłopak.
- Ona nie wygląda na panienkę, która lubi takie rzeczy - wskazał na mnie ręką. - Będziecie mieć przez to problemy, a ja nie chcę być w to wmieszany - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Cieszyłam się, że zjawił się tu w odpowiednim momencie, jednak nie myślałam, że chodziło mu tylko o konsekwencje tego, co tamci mieli zamiar mi zrobić. Tak czy siak, dobrze, że im przerwał. Zrobiłam krok do tyłu, chcąc wykorzystać to, że są zajęci i uciekać, ale wysoki mężczyzna nadal stał za mną, o czym zapomniałam.
- Nigdzie nie pójdziesz - złapał mnie tym razem za ramiona. Ałć. Bolało. Z łatwością mógłby mnie zgnieść.
- Puść ją - burknął, przybyły kila minut temu, chłopak. - To córeczka tatusia z bogatej rodzinki. Widać to. Będziecie mieć ostro przesrane.
Chwilę. Słucham? Córeczka tatusia? Jak on śmiał? Nawet mnie nie znał. Wcale nie byłam niczyją ''córeczką'', chociażby dlatego, że żaden z moich rodziców nie miał dla mnie czasu.
- Głuchy jesteś, kurwa - tamten zrobił krok w naszym kierunku i zacisnął pięści. Koleś, który mnie nadal trzymał, przełknął ślinę i zadrżał. Przez chwilę pomyślałam, że chłopak w lokach chciał mnie bronić, ale jedyną rzeczą, jaką wtedy chciał bronić były jego papiery i wolność.
- Ok, ok, nie spinaj się - mężczyzna puścił moje ramiona i uniósł swoje w kierunku mojego ''wybawcy'', w geście, że nie chce zaczynać kłótni, po czym zrobił krok do tyłu.
- Dobra, dajmy spokój, chłopaki - zwrócił się jeden z nich do reszty i machnął ręką. - Idziemy, znajdziemy inną - nakazał, pozostała trójka ruszyła za nim.- Zobaczymy się później, Hazz.
Patrzyłam na chłopaka w lokach, a on rozglądał się dookoła.W końcu spuściłam głowię, by po chwili wymamrotać coś pod nosem.
- Dziękuję - zdobyłam się na odwagę, a moją twarz oblał rumieniec. Podniosłam delikatnie głowę i spojrzałam na niego, chcąc ujrzeć jego reakcję. Spodziewałam się, że powie coś w stylu ''nie ma za co'', ale nic takiego nie usłyszałam. Chłopak niepewnie skinął tylko głową i ruszył przed siebie.
- Dokąd idziesz - nie wiem dlaczego, ale zapytałam szybko. Po co chciałam to wiedzieć? To nie była moja sprawa.
- Co? Idę do baru, a ty powinnaś stąd spływać - odwrócił się lekko na moment przy ostatnim zdaniu i z powrotem powrócił do marszu. Miałam łzy w oczach z powodu emocji, które mną szastały. Ruszyłam niepewnie w przeciwnym kierunku, kiedy usłyszałam głos chłopaka.
- Co taka dziewczyna, jak ty, robi tu sama o tej godzinie- spojrzałam zza pleców. Stał przodem krzyżując ręce. Odpowiedział na moje pytanie, choć nie była to moja sprawa, więc chyba powinnam, z grzeczności, zrobić to samo.
- Co...ja...- jąkałam się.- Nie wiem.
Chłopak zachichotał i podszedł bliżej, na tyle, by w świetle księżyca móc dostrzec jego pociągające rysy twarzy. Był bardzo przystojny, choć nie wiele widziałam. Wyglądał na góra 16 lat.
- Zgubiłaś się?
- Właściwie to...
- Jesteś sama - zadawał kolejne pytania, kiedy ja nie zdążyłam jeszcze odpowiedzieć na pierwsze z nich.
- To bardzo niebezpieczna okolica. Nie powinnaś włóczyć się tutaj sama.Widziałaś, co się mogło stać - jego twarz przybrała poważny wyraz. - Nie wyglądasz na dziewczynę, która... - nie dokończył, ale wiedziałam, co miał na myśli. Że nie wyglądam na dziwkę. Był to dla mnie komplement w zasadzie. Uśmiechnęłam się lekko. - Odwiozę cię - powiedział ni stąd, ni zowąd. Dlaczego chciał to zrobić? Myślałam, że zależało mu tylko na tym, aby nie mieszać się w sprawy, przez które mógłby mieć kłopoty.
- Nie ma takiej potrzeby - wydusiłam szybko. Nie mogłam nikomu już ufać.
- Nie bądź śmieszna, gdyby nie ja... - zamilkł na chwilę. - Sama zresztą wiesz, ale skoro nie to...
- Zgoda - przerwałam mu. Nie znam go, nie powinnam była się zgadzać, ale lepsze to, niż zostanie tutaj na pastwę losu. Chłopak uśmiechnął się zwycięsko.
- A więc chodźmy.
Ruszyliśmy przed siebie. Musiałam robić podwójne kroki, żeby za nim nadążyć. A co jeśli to wszystko było na pokaz, żebym mu zaufała, a teraz wywiezie mnie do tamtych, a oni zgwałcą mnie lub zabiją? Ciemne myśli przelatywały przez moją głowę, ale musiałam zaryzykować. Nie mogłam się już wycofać, nie wiedziałam jak.
______________________________________________________________
*Jeżeli już tu jesteś i przeczytałaś/eś, proszę, zostaw komentarz. Z góry dziękuję ;)Wyraź też swoją opinię. Krytykę (uzasadnioną) przyjmuję jako pomoc do działalności nad kolejnymi rozdziałami.
*Blog na razie jest dość ''pusty'' jeżeli chodzi o tło itp., gdyż nie
miałam czasu, poza tym nie znam się na takich rzeczach. Więc jeśli jest
tu osoba, która umie robić ciekawe tła, niech do mnie napisze. W
nagrodę dostanie follow na tt oraz jakieś wyróżnienie.
*Pytania kierowane do mnie na: http://ask.fm/DeeFTonero
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz