sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 5

    Auto chłopaka stało za rogiem ulicy, na której się właśnie znajdowaliśmy. Był to czarny jeep, wyglądający na nowego, gdyż lśnił w świetle księżyca niczym złoto.Wsiadając do niego, miałam lekkie problemy z powodu jego wysokości. Środek auta był niesamowicie zadbany. Siedzenia oraz resztę zdobiła czarna skóra, a zapach drzew leśnych rozprzestrzeniał się wokół. Chłopak wsiadając do auta nie miał żadnych trudności. Zapiął pasy, po czym z ostrym wzrokiem spojrzał na mnie.
- C..co - zapytałam wpatrując się, niepewnie, w jego jasne zielone oczy, które były tak piękne, aż nie mogłam oderwać od nich swoich.
- Pasy - rzucił szybko, czekając aż je zapnę.
- Ah... - w końcu ocknęłam się i zapięłam je posłusznie. Chciałam ponownie na niego zerknąć, ale kiedy to zrobiłam, on sprawdzał każde lusterko, po czym odpalił silnik i ruszyliśmy.
    Oparłam głowę o szybę i wpatrywałam się w ciemną, otaczającą nas, przestrzeń. Noc była cicha, a na ulicach jeździło mało aut. Nie wierzyłam, że pozwoliłam sobie odwieźć mnie obcemu facetowi, który wyglądał, jak bóg ciemności i anioł piekieł. Może i kompletnie oszalałam, ale do odważnych świat należy. Poza tym, nie chciałam zostać tam sama ani sekundy dłużej.
- Co robiłaś sama w tej okolicy i w dodatku o tej godzinie - zapytał nagle chłopak. Kiedy odwróciłam głowę, patrzył cały czas, skupiony, przed siebie tak, że mogło się wydawać, iż właśnie się przesłyszałam, a on po prostu jechał bez słowa. Ale tak nie było.
- Ja...yy... - wydukałam z siebie tylko tyle, ile byłam w stanie. Nie mogłam obdarzyć zaufaniem obcej osoby.
- To już słyszałem. Zgubiłaś się - nadal jechał wpatrzony w mrok. Co prawda, jechał dość szybko, ale wydawał się mieć wszystko pod kontrolą. - Jesteś tutaj, czy może zasnęłaś - spojrzał wreszcie w moim kierunku i  uśmiechnął się lekko. Boże, co za cudownym uśmiechem go obdarzyłeś. Miał piękne białe zęby, a w kącikach jego pełnych ust widniały dołeczki, które odejmowały mu jeszcze więcej lat. Wyglądał teraz na jakieś 16. Gdyby nie jego muskularna budowa i tatuaże, ukazywane pod światłem lamp, pomyślałabym, że tyle właśnie ma.
- Ja po prostu zabłądziłam - starałam mówić się tak, by niczego nie podejrzewał. - Nie było nigdzie lamp, więc nie wiedziałam dokąd idę, a mój telefon się rozładował.
- Nawet nie wiesz, co mogło tam się stać, gdyby nie ja - chłopak spoważniał i zacisnął ręce na kierownicy. Niestety wiedziałam o czym mówił. Domyślałam się wszystkiego, nie byłam dzieckiem. - Trzeba było wybrać lepszą porę na spacer - złagodniał i rozluźnił swoje słonie, które przez mocny zacisk na kierownicy, zdążyły zrobić się białe. 
- Jasne - wymusiłam krzywy półuśmiech. - To twoi znajomi - zapytałam po chwili.
- Taa...tak jakby - odpowiedział. Co miało oznaczać '' tak jakby''? Nie powinnam była się tym interesować. Nie chciałam, by pomyślał, że jesteś wścibska.
   Uspokoiłam się już, a  moje ręce i reszta ciała przestały się trząść. Spojrzałam na zegar, pokazujący godzinę 23:30. Wreszcie wyjechaliśmy z tych dziwnych ulic i zakamarków.
- Dokąd teraz - zapytał mnie, a ja podałam mu niepewnie adres mojego domu. Zastanawiałam się czy Ben tam jeszcze jest. Musiałam wyrzucić te myśli z mojej głowy. Starałam się zapomnieć o wszystkim, kiedy chłopak zachichotał.
- Co - zwróciłam się w jego kierunku, unosząc brew do góry.
- Nic - chłopak pokiwał przecząco głową i zamilkł.
- Powiedz, co cię tak bawi - nakazałam mrużąc oczy. Ten wyciągnął palec wskazujący w moją stronę i lekko nim pomachał.
- Nie lubię, kiedy ktoś mi rozkazuje - oznajmił.
- A ja nie lubię, jak ktoś się ze mnie śmieje i ukrywa coś przede mną - fuknęłam, na co on wywrócił oczami. - Więc - dopraszałam się odpowiedzi.
- Po prostu śmieję się z ciebie. Dziewczynka z bogatego domu zgubiła się i ją ''napadli'' - zaśmiał się ponownie. Zaczynał mnie powoli denerwować. ''Dziewczyna z bogatego domu''. Nienawidziłam tego określenia. To, że moja rodzina miała pieniądze, nie oznaczało, że wszystko było u nas dobrze. Dla moich rodziców liczyła się tylko kasa, ale nie dla mnie - taka była prawda.
- Skąd to możesz wiedzieć? Co jest w tym niby takiego śmiesznego? Mogło mi się coś stać - krzyczałam na niego. - Kim ty, do cholery, jesteś, żeby wszystko wiedzieć?
- Po pierwsze - na mnie nie wolno krzyczeć - chłopak podniósł głos, znowu wymachując palcem - a zwłaszcza taka panienka, jak ty, po drugie - widać to po tobie na pierwszy rzut oka, a po trzecie - jestem Harry Styles, ale gówno powinno cię to obchodzić - to ostatnie prawie wykrzyknął w złości. Idiota.
- Oj, przepraszam bardzo, panie Styles - mówiłam z sarkazmem. Nie miałam powodu go przepraszać. Za kogo on się, kurwa, uważał? Miałam ochotę mu przywalić, mimo tego, że mnie uratował. Chciałam wysiąść z auta, ale jechaliśmy za szybko.
- Powinnaś mi dziękować, bo gdyby nie ja, już dawno robiliby z tobą, co tylko by chcieli - upominał się Harry. Patrzył w moją stronę, jakby wyczekiwał, aż mu podziękuję.
- Dziękuję. Zadowolony?
- Taa... - zwrócił spojrzenie w kierunku drogi, a ja wywróciłam ponownie oczami i zrobiłam głupią minę.
- Widziałem to. Zrobiłaś to dwukrotnie - wrócił oczyma na mnie, spoglądając surowym tonem, jak za pierwszym razem, kiedy przypominał mi o pasach.
- Ale co?
- Wywróciłaś oczami. Nienawidzę, gdy ktoś tak robi - na te słowa miałam ochotę zrobić to jeszcze raz, ale powstrzymałam się. Nie dosyć, że wszystko wiedział, to jeszcze widział.
- Ty również to zrobiłeś. Uważasz się za nie wiadomo kogo - zwróciłam mu w końcu uwagę.
- Wiem, taki jestem. Mi to nie przeszkadza - uśmiechnął się lekceważąco. Był naprawdę bezczelny. Mógł mnie lepiej tam zostawić. Cóż, było za późno. Potrafił mocno zdenerwować człowieka. Już współczułam jego wybrance.
- Współczuję twojej przyszłej dziewczynie, chyba że już taką posiadasz - wyrzuciłam z siebie.
- Nie jestem typem, który bawi się w miłość i związki. Dla mnie kobiety i to wszystko nic nie znaczy. Liczy się tylko seks, a potem laska może spływać - mówił bezinteresownie. Po jego głosie słychać było, że nie żartował. Jak mógł tak myśleć? Palant. Czy dla niego w życiu liczył się tylko i wyłącznie seks? To chore.
- Dlaczego tak mówisz? To naprawdę dziwne i chore - skrzywiłam się.
- Nie dla mnie - odrzekł bez zastanowienia. - Nie po tym, co przeszedłem, ale jak mówiłem - gówno cię to powinno obchodzić - przyśpieszył, przyciskając mocniej pedał, jakby chciał się mnie szybko pozbyć. Miał rację - gówno powinno mnie to obchodzić, ale jakimś dziwnym trafem obchodziło.
   Myślałam, że zwariuję. Nie podobało mi się to, jak do mnie mówił, mimo wszystko. Zwracał się do mnie, jak do kolegi, którym nie byłam. Byłam tylko nieznajomą kobietą i powinien okazywać mi szacunek. Nie pytałam o nic więcej. Miałam go dość, choć w ogóle się nie znaliśmy. Wiedziałam tylko o nim tyle, że nazywał się Harry Styles i był zabójczo przystojny. Cholera, Meert, co ty opowiadasz? Był jebanym narcyzem, nie wartym żadnej kobiety.
   Cieszyłam się, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Wysiadając, również miałam z tym problemy, a chłopak chichotał.
- A może ''dziękuję'' - zawołał przez otwarte jeszcze drzwi.
- Dziękuję - rzuciłam szybko i zabrałam torebkę.
- Nara, księżniczko - zasalutował dwoma palcami przy skroniach i puścił oczko. Uśmiechnęłam się sarkastycznie, po czym pokazałam mu środkowy palec. Mocno zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Modliłam się o to, by nie było tam Bena. Miałam dość na dzisiaj. Chciałam iść wziąć gorącą kąpiel, a następnie pójść spać i zapomnieć o wszystkim.
   Niestety, jak się potem okazało, moje modlitwy nic nie dały. Wchodząc do domu, ujrzałam rodziców siedzących na kanapie razem z Benem, na co zabiło mi mocniej serce. Cholera. Co on im powiedział? Co ja mam powiedzieć? Że gdzie byłam przez ten czas i co robiłam? Dlaczego uciekłam? Tysiące pytań przebiegało przez moją głowę, kiedy w końcu spojrzeli wszyscy w moim kierunku.
- O, wreszcie jesteś - jako pierwsza odezwała się mama i wstała z sofy.
- Ja...mamo...
- Gdzieś ty byłaś i dlaczego zostawiłaś Bena samego - krzyczała i wskazała na chłopaka. - Należą mu się jakieś wyjaśnienia.
- Musiałam...- nie dokończyłam, gdyż przerwał mi chłopak.
- Meert musiała coś załatwić, więc zapytała, czy może wyjść, na co się zgodziłem - skłamał chłopak, lekko i z udawaną niewinnością, uśmiechając się do mnie. Skłamał? Po tym wszystkim, co mi zrobił? Dlaczego mnie bronił? No tak, musiał udawać tego dobrego chłopca przed moimi rodzicami. Już rozumiałam. Musiałam przytaknąć. Nie powiem im tego przy nim, boję się. Poza tym i tak mi nie uwierzą.
- Skoro tak, trzeba było mówić od razu - zamyśliła się mama. - A co z drzwiami w twoim pokoju - uniosła brew. Więc zdążyła zauważyć.
- To moja wina - zaczął Ben. Spojrzałam w jego kierunku z pytającą miną. Wszyscy byli zdziwieni. - Kiedy szukałem toalety, wszedłem przypadkowo do pokoju Meert i drzwi wyleciały z zawiasów, kiedy niechcący nimi zbyt mocno uderzyłem. Musiały być poluzowane. - Tak, przecież nie mogłam się spodziewać, że powie im prawdę. Cwany był. W porównaniu do mnie, był bardzo dobrym aktorem. - Próbowałem je naprawić, ale wtedy całkowicie je uszkodziłem. Przepraszam, pokryje koszty ich wstawienia.
- Och, nie trzeba, chłopcze - odezwał się mój tata. Nie dziwiłam się, że mu uwierzyli, w końcu mnie też udało mu się oszukać. - Wszystko załatwię, nie przejmuj się - wstał i poklepał go po ramieniu, po czym położył ręce na biodrach i zwrócił się do mnie. - A co to za ważne sprawy musiałaś załatwić?
- Dzwoniła do mnie koleżanka i musiałam jej pomóc - wymyśliłam coś na szybko. Mężczyzna zmrużył oczy, ale chyba mi się udało go przekonać. Czułam się dziwnie.
- Skoro sprawa się już wyjaśniła, to my idziemy się wykąpać i położyć spać - powiedziała mama. - Ben, ale ty możesz zostać, jeśli chcesz. Jesteście dorośli - zasugerowała.
- Jasne, z przyjemnością - chłopak puścił do mnie oczko, na co zrobiło mi się niedobrze. Miał zostać? O nie.
- A więc do widzenia.
- Do widzenia, państwu - pomachał im lekko, a następnie wstał i podszedł bliżej, a ja zrobiłam krok w tył. - Spokojnie, nic ci nie zrobię...dzisiaj -  na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Ale mnie uspokoiłeś - powiedziałam sarkastycznie. Ominęłam go pospiesznie i usiadłam na sofie. Chłopak ruszył za mną. - Jesteś bardzo cwany. Wiem, dlaczego skłamałeś. Brawo, wygląda na to, że ich przekonałeś.
- Dziękuję, nie poklaszczesz mi?
- Nie - teraz to ja uśmiechnęłam się kpiąco i pokazałam mu środkowy palec. - Niezła bajeczka z tymi drzwiami.
- Wiem. Chyba pójdę na jakiś casting do filmu - podrapał się po brodzie i udawał, że naprawdę o tym rozmyśla.
- Dostałbyś z pewnością główną rolę - włączyłam telewizor, udając, że nie zwracam na niego uwagi.
- Zapewne tak - mówił z dumą i rozbawieniem w głosie. - Muszę iść, zobaczymy się jutro, skarbie. - Odwrócił się i poszedł w kierunku wyjścia. Jutro? Miał zamiar jutro tu przyjść? Tylko nie to. Chłopak stanął, otwierając drzwi i spojrzał za siebie. - Jest 23:54, więc w sumie mogę już tu zostać, żeby się nie męczyć - zaśmiał się. - Dobranoc, kochanie - pomachał mi, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Myśl o tym, że miał się tu jutro zjawić, wywoływała u mnie dreszcze przerażenia. Przełknęłam głośno ślinę. Kurwa.

______________________________________________________________

*Jeżeli już tu jesteś i przeczytałaś/eś, proszę, zostaw komentarz. Z góry dziękuję ;)Wyraź też swoją opinię. Krytykę (uzasadnioną) przyjmuję jako pomoc do działalności nad kolejnymi rozdziałami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz