niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 4

    Przez resztę dnia nie padało już tak ulewnie, jak przedtem. Chwilami delikatnie pokropiło i to tyle. Zdążyło się już ściemnić, kiedy wychodziłam z restauracji, w której jadłam wcześniej obiad. Przeliczyłam, że pieniędzy powinno starczyć na co najmniej tydzień, ale nie o nie się martwiłam. Nie miałam jak się wykąpać i gdzie spać, no i zostawał jeszcze Ben... Wróciłabym do domu, ale jaką miałam pewność, że moi rodzice już dotarli do domu, a jego tam nie było? Żadnych. Brakowało im czasu dla nich samych, więc byłam pewna, że wrócą późno, chcąc się sobą nacieszyć. Oboje mieli firmy, dlatego więcej czasu spędzali w biurze, niż we własnym domu. Byłam przyzwyczajona do samotności. Będąc dzieckiem nie mieli czasu chodzić do szkoły na wywiadówki, nie wspominając już o poświęceniu swojego czasu dla dziecka. Moje dzieciństwo spędziłam praktycznie bez rodziny, tym bardziej, że byłam jedynaczką. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo, aby móc się z nimi bawić, kiedy rodzice pracowali.
    Szwendałam się bez celu ulicami Anglii, rozmyślając nad tymi wszystkimi problemami, nurtującymi mnie, dotyczącymi minionego dnia. Na ulicach było pusto, tylko gdzieniegdzie w barach świeciły się kolorowe światła i słychać było, jak nie śmiechy, to muzykę. Idąc skręciłam w jedną z ulic, na której panował zupełny mrok. Żadna z lamp się nie świeciła. Bałam się, że na coś wpadnę. Było bardzo cicho, jak na wieczorny weekend. Dostrzegłam jedną jedyną lampę, która z trudem próbowała się zapalić, ale widocznie była przepalona. Światło z żarówki migotało co kilka sekund, aż po chwili całkiem zgasło, co sprawiło, że przeszły mnie dreszcze. Towarzyszył mi już tylko wiatr przenoszący liście oraz światło jasnego księżyca. Była pełnia. Robiło się coraz chłodniej, więc włożyłam dłonie do kieszeni kurtki. To wszystko wyglądało, jak scena z horroru. Wyobraziłam sobie, że gram główną rolę jakiejś biednej dziewczyny, którą zaraz ma spotkać coś złego. Na tę myśl przełknęłam głośno gulę, znajdującą się w moim gardle. Nie wiedziałam dokąd idę. Wokół mnie ulica wypełniona była mrokiem i ciszą. Musiałam pokonać strach i iść dalej. Nie znałam okolicy, a w pobliżu nie było nikogo, do kogo mogłabym zwrócić się z prośbą pożyczenia chociażby telefonu. Z zamyśleń wyrwał mnie głośny gwizd. Nie rozglądałam się. Przyśpieszyłam tempo, kiedy zrozumiałam, że dźwięk był zwrócony w moim kierunku, wydobywając się ponownie z cudzych ust, a zaraz po nim męski głos.
- Hej, laleczko - zawołał ktoś. Szłam dalej, nie zwracając uwagi na zaczepkę, z myślą, że osoba ta da mi spokój i po prostu odpuści.
- Ej, maleńka, poczekaj - ktoś krzyknął za mną, więc odwróciłam wreszcie głowę. I zaraz tego żałowałam. Wysoki chłopak z kapturem na głowie, zaczął iść w moją stronę. Chciałam zacząć uciekać, kiedy wpadłam na coś lub kogoś. Odwróciłam z powrotem głowę przed siebie i ujrzałam ogromnego mężczyznę, również z zakrytą głową.
- A panienka dokąd się wybiera - zapytał łapiąc mnie za nadgarstki.
- Ałć, puść mnie - wykrzyczałam natychmiast, jednak bez skutku.
- Rybka została schwytana - uśmiechnął się chłopak, który przedtem na mnie gwizdnął, a następnie poklaskał dłońmi dla mężczyzny wykręcającemu moje ręce. Spostrzegłam, że jest z nimi jeszcze dwóch innych, Wszyscy byli zakryci po czubki głów, widać było im tylko twarze. Próbowałam uwolnić swoje nadgarstki z uścisku najwyższego z nich i powiedziałam im, żeby mnie zostawili, na co oni tylko zachichotali. Podeszli bliżej i zaczęli mnie dotykać. Jeden z nich złapał mnie w talii i zbliżył swoje usta do moich.
- Dzisiaj zamierzamy się dobrze bawić, a ty musisz nam w tym pomóc - szepnął mi do ucha, a z jego ust wydobywało się zimne powietrze, z którego czuć było wódkę.
- Śnisz, zostawcie mnie, bo inaczej... - próbowałam szybko wymyślić coś, czym mogłabym ich zastraszyć. - Albo inaczej przyjdzie tu mój chłopak i skopie wam dupy.
- Oho, zadziorna - zaśmiali się równocześnie. - Nie masz chłopaka - mężczyzna trzymając mnie za talię, przeniósł ręce na mój podbródek, ściskając go.
- Skąd taka pewność...właśnie, że... właśnie, że mam - wypaliłam, jąkając się. Chciałam, żeby mi uwierzyli, ale aktorka była ze mnie marna.
- Nie masz, inaczej nie włóczyłabyś się sama po takiej okolicy, jak ta - uśmiechnął się zwycięsko.
Cholera. ''Już po mnie'' pomyślałam. Miałam dość wrażeń na dzisiaj. Naprzód ten typ, Ben, a teraz oni. Mój sen powtarzał się po raz kolejny.
- Malutka, nie denerwuj się. Zrobimy to szybko, każdy po kolei - znowu szeptał mi do ucha. Nie musiałam pytać, o co mu chodziło, mówiąc, że ''zrobią to szybko''. Powtórka z rozrywki, która wcale taka rozrywkowa, jak dla mnie, nie była. Nie było sensu krzyczeć. W pobliżu nie było nikogo, oprócz nas.
- Co wy, kurwa, robicie - odezwał się za nami jakiś męski, wkurzony głos. Wszyscy odwróciliśmy się w jego kierunku, a mężczyzna trzymający mnie za obolałe nadgarstki, puścił je natychmiast, jakby się czegoś przestraszył. Wszyscy wpatrywali się w niego ze strachem w oczach.
- Odpowie mi ktoś, do cholery - upominał się o wyjaśnienia. - Kim ona jest? - Wskazał na mnie ruchem głowy. Chyba się znali. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, ale w świetle księżyca było widać jego czuprynę loków oraz dobrze zbudowane ciało. Musiał być w ich wieku. Jeden z nich podszedł do niego i poklepał do w plecy.
- Spokojnie, stary. Dziś weekend, a my się nudzimy i potrzebujemy kogoś do zabawy. Przyłącz się do...
- Spierdalaj - chłopak w lokach fuknął i strzepnął jego rękę ze swojego ramienia.
- Co cię ugryzło, Hazz - zwrócił się do niego kolejny chłopak.
- Ona nie wygląda na panienkę, która lubi takie rzeczy - wskazał na mnie ręką. - Będziecie mieć przez to problemy, a ja nie chcę być w to wmieszany - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Cieszyłam się, że zjawił się tu w odpowiednim momencie, jednak nie myślałam, że chodziło mu tylko o konsekwencje tego, co tamci mieli zamiar mi zrobić. Tak czy siak, dobrze, że im przerwał. Zrobiłam krok do tyłu, chcąc wykorzystać to, że są zajęci i uciekać, ale wysoki mężczyzna nadal stał za mną, o czym zapomniałam.
- Nigdzie nie pójdziesz - złapał mnie tym razem za ramiona. Ałć. Bolało. Z łatwością mógłby mnie zgnieść.
- Puść ją - burknął, przybyły kila minut temu, chłopak. - To córeczka tatusia z bogatej rodzinki. Widać to. Będziecie mieć ostro przesrane.
  Chwilę. Słucham? Córeczka tatusia? Jak on śmiał? Nawet mnie nie znał. Wcale nie byłam niczyją ''córeczką'', chociażby dlatego, że żaden z moich rodziców nie miał dla mnie czasu.
- Głuchy jesteś, kurwa - tamten zrobił krok w naszym kierunku i zacisnął pięści. Koleś, który mnie nadal trzymał, przełknął ślinę i zadrżał. Przez chwilę pomyślałam, że chłopak w lokach chciał mnie bronić, ale jedyną rzeczą, jaką wtedy chciał bronić były jego papiery i wolność.
- Ok, ok, nie spinaj się - mężczyzna puścił moje ramiona i uniósł swoje w kierunku mojego ''wybawcy'',  w geście, że nie chce zaczynać kłótni, po czym zrobił krok do tyłu.
- Dobra, dajmy spokój, chłopaki - zwrócił się jeden z nich do reszty i machnął ręką. - Idziemy, znajdziemy inną - nakazał, pozostała trójka ruszyła za nim.- Zobaczymy się później, Hazz.
   Patrzyłam na chłopaka w lokach, a on rozglądał się dookoła.W końcu spuściłam głowię, by po chwili wymamrotać coś pod nosem.
- Dziękuję - zdobyłam się na odwagę, a moją twarz oblał rumieniec. Podniosłam delikatnie głowę i spojrzałam na niego, chcąc ujrzeć jego reakcję. Spodziewałam się, że powie coś w stylu ''nie ma za co'', ale nic takiego nie usłyszałam. Chłopak niepewnie skinął tylko głową i ruszył przed siebie.
- Dokąd idziesz - nie wiem dlaczego, ale zapytałam szybko. Po co chciałam to wiedzieć? To nie była moja sprawa.
- Co? Idę do baru, a ty powinnaś stąd spływać - odwrócił się lekko na moment przy ostatnim zdaniu i z powrotem powrócił do marszu. Miałam łzy w oczach z powodu emocji, które mną szastały. Ruszyłam niepewnie w przeciwnym kierunku, kiedy usłyszałam głos chłopaka.
- Co taka dziewczyna, jak ty, robi tu sama o tej godzinie- spojrzałam zza pleców. Stał przodem krzyżując ręce. Odpowiedział na moje pytanie, choć nie była to moja sprawa, więc chyba powinnam, z grzeczności, zrobić to samo.
- Co...ja...- jąkałam się.- Nie wiem.
Chłopak zachichotał i podszedł bliżej, na tyle, by w świetle księżyca móc dostrzec jego pociągające rysy twarzy. Był bardzo przystojny, choć nie wiele widziałam. Wyglądał na góra 16 lat.
- Zgubiłaś się?
- Właściwie to...
- Jesteś sama - zadawał kolejne pytania, kiedy ja nie zdążyłam jeszcze odpowiedzieć na pierwsze z nich. 
- To bardzo niebezpieczna okolica. Nie powinnaś włóczyć się tutaj sama.Widziałaś, co się mogło stać - jego twarz przybrała poważny wyraz. - Nie wyglądasz na dziewczynę, która... - nie dokończył, ale wiedziałam, co miał na myśli. Że nie wyglądam na dziwkę. Był to dla mnie komplement w zasadzie. Uśmiechnęłam się lekko. - Odwiozę cię - powiedział ni stąd, ni zowąd. Dlaczego chciał to zrobić? Myślałam, że zależało mu tylko na tym, aby nie mieszać się w sprawy, przez które mógłby mieć kłopoty.
- Nie ma takiej potrzeby - wydusiłam szybko. Nie mogłam nikomu już ufać.
- Nie bądź śmieszna, gdyby nie ja... - zamilkł na chwilę. - Sama zresztą wiesz, ale skoro nie to...
- Zgoda - przerwałam mu. Nie znam go, nie powinnam była się zgadzać, ale lepsze to, niż zostanie tutaj na pastwę losu. Chłopak uśmiechnął się zwycięsko.
- A więc chodźmy.
   Ruszyliśmy przed siebie. Musiałam robić podwójne kroki, żeby za nim nadążyć. A co jeśli to wszystko było na pokaz, żebym mu zaufała, a teraz wywiezie mnie do tamtych, a oni zgwałcą mnie lub zabiją? Ciemne myśli przelatywały przez moją głowę, ale musiałam zaryzykować. Nie mogłam się już wycofać, nie wiedziałam jak.
______________________________________________________________

*Jeżeli już tu jesteś i przeczytałaś/eś, proszę, zostaw komentarz. Z góry dziękuję ;)Wyraź też swoją opinię. Krytykę (uzasadnioną) przyjmuję jako pomoc do działalności nad kolejnymi rozdziałami.


*Blog na razie jest dość ''pusty'' jeżeli chodzi o tło itp., gdyż nie miałam czasu, poza tym  nie znam się na takich rzeczach. Więc jeśli jest tu osoba, która umie robić ciekawe tła, niech do mnie napisze. W nagrodę dostanie follow na tt oraz jakieś wyróżnienie. 

*Pytania kierowane do mnie na: http://ask.fm/DeeFTonero

środa, 21 maja 2014

Rozdział 3

     Siedzieliśmy tak kilka minut po wyjeździe rodziców i teraz oboje wpatrywaliśmy się w ekran. Nagle chłopak z powrotem spojrzał na mnie, kiedy ja miałam nadzieję, że dał mi z tym wreszcie spokój.
- Jesteś dziewicą- zapytał z zaskoczenia i uśmiechnął się mierząc mnie przenikającym spojrzeniem, czekając na odpowiedź. Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na niego. Byłam bardzo mocno zaskoczona. Co to miało znaczyć? Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Do tej pory miły i kulturalny chłopak nie wyglądał już na takiego samego. Na jego twarz wkradł się łobuzerski uśmieszek. Co go to w ogóle obchodziło? Patrzyłam na niego ślepo z rozchyloną buzią. W końcu coś ze mnie wyleciało.
- Słucham- zamrugałam kilkakrotnie.
- Pytam tylko, czy jesteś dziewicą - jego uśmiech stawał się coraz większy, co mnie bardzo denerwowało. Brakowało mi słów.
- Myślę, że to nie twoja sprawa. To pytanie jest nie na miejscu. Nie znam Cię - teraz ja jego mierzyłam wzrokiem. Czy on był jakiś nienormalny? Miałam nadzieję, że to jakieś żarty.
- Wybacz, ale pomyślałem, że jeśli tak, to zawsze mogę ci pokazać jak to wszystko się robi- przysunął się bliżej, na co ja się odsunęłam. Przeszły mnie dreszcze i strach.
- Nie, dzięki- powiedziałam szybko. Niczego już nie rozumiałam. Nie przypominał mi tego miłego chłopaka, co kilka minut temu. Wyglądał, jakby chciał mi coś zrobić. Mogłam się nawet domyślać co dokładnie...
- To może ja pójdę do łazienki - nie chciałam tam siedzieć obok niego ani sekundy dłużej. Chciałam stamtąd uciec jak najszybciej. Już miałam wstać, kiedy Ben złapał mnie za rękę i szarpnął wstając przy tym i łapiąc mnie w jednej sekundzie za drugą.
- Nigdzie nie pójdziesz - wykrzyczał. Bałam się go.Widocznie był całkiem inny, niż ktoś by się tego spodziewał. Jak to mówią ''cicha woda brzegi rwie''. Teraz już wiedziałam, by nie ocieniać ludzi po okładce. Próbowałam się wyszarpać, ale na nic się to nie zdało.
- Spokojnie, kochanie. Chcę ci tylko pokazać, jak to się robi.
W tamtym momencie kopnęłam go z całej siły w czuły punkt, po czym puścił moje ręce i zgiął się w pół. Pobiegłam na górę, wykorzystując moment i zamknęłam się w pokoju. Dobrze, że miałam zamek w drzwiach oraz klucz, który był w niego włożony. Słyszałam, jak biegnie po schodach ciężko na nie stąpając. Nie znał domu, więc nie wiedział, gdzie jest mój pokój.Ciągnął za każdą klamkę po kolei. Opadłam na podłogę i zaczęłam płakać. Jak rodzice mogli mnie z nim zostawić? Skuliłam się przyciągając nogi do piersi. Przyszła wreszcie kolej na mój pokój. Ben szarpał za klamkę i kazał mi wychodzić.
- Nie zrobię Ci krzywdy, Meer. Chcę tylko się trochę zabawić- cały czas ciągnął za klamkę. Nie mogłam w to uwierzyć, myślałam, że śnię. Chciałam zadzwonić do rodziców, ale mój telefon był rozładowany. Podeszłam do okna i zakryłam uszy. Patrząc przez szybę, przypomniało mi się, że przy moim oknie znajduje się daszek nad drzwiami wejściowymi. Miałam pecha a zarazem szczęście. Nie było czasu na zastanawianie się. Musiałam uciekać, za nim ten typ wyważy drzwi. Wzięłam torbę, która leżała na brzegu.Wpakowałam do niej szybko najpotrzebniejsze rzeczy, czyli mój rozładowany telefon, który i tak się do niczego nie przyda, pieniądze i dokumenty. Wsadziłam stopy w moje białe force, które ZAWSZE były u mnie w pokoju, zamiast na korytarzu. Wzięłam kurtkę zakładając ją w pośpiechu na siebie, otworzyłam okno i stanęłam na parapecie.
- Jeżeli zaraz nie otworzysz tych cholernych drzwi, to wyważę je, ty głupia suko - zaczął walić rękoma w drzwi. Czułam, że długo one nie wytrzymają. Byłam przerażona. Przykucnęłam i zeskoczyłam z okna na daszek chwiejąc się i z trudem łapiąc równowagę. Pomyślałam jednak, że wolałabym spaść i się połamać lub umrzeć, niż żeby dopadł mnie ten typ. Objęłam nogami i rękoma drzewo stojące obok i powoli spuszczałam się po nim w dół, słysząc dźwięk wywarzanych drzwi. O nie. Kiedy nareszcie dotknęłam nogami o twardą ziemię, rzuciłam się w ucieczkę. Musiałam się spieszyć. Wiedziałam, że już zapewne zauważył moje zniknięcie. Biegnąc, słyszałam krzyki typu: '' znajdę cię mała suko i  jeszcze mnie popamiętasz''. Pędziłam co sił w nogach szlochając.
*** 
   Moja twarz była cała czerwona i mokra od łez spływających z moich oczu i kapiących z czubka nosa. Nie oglądałam się za siebie. Bałam się, że chłopak może próbować mnie złapać i zrealizować swój podły plan. Wszystko działo się tak szybko. Najdziwniejsze było to, jak ostatniej nocy miałam koszmar, był bardzo podobny, do tego, co wydarzyło się kilkanaście minut temu. Czułam się dziwnie. Był to jakiś proroczy sen. Nie doświadczyłam wcześniej czegoś takiego. Uważałam, że to nic takiego. Zawsze miewałam dziwne sny, jednak ten w porównaniu z tamtymi wydarzył się, następnego dnia, na prawdę. Mogłam spodziewać się takiego zachowania, jakiego właśnie doświadczyłam w moim domu, po wszystkich, ale nie po Benie. Co ja zresztą wygaduję? Przecież w ogóle go nie znałam, nie słyszałam o nim. Wczoraj widziałam go po raz pierwszy w życiu. Wydawał się taki miły i przyjacielski.Wiedziałam jedno - teraz będę bardziej ostrożna. I pomyśleć, że miałabym z nim gdzieś wyjść... Cieszę się, że tego nie zrobiłam, odmawiając. Nie chciałam wiedzieć, jak mogło się to skończyć i co mógł mi zrobić. Po moim ciele przeszedł dreszcz, no co się wzdrygnęłam. 
    Powoli zaczynały boleć mnie nogi. Strasznie dyszałam. Musiałam się zatrzymać i złapać oddech, kiedy moje serce biło jak szalone. Byłam już daleko od domu. Spojrzałam się w końcu za siebie, na szczęście nie było go nigdzie widać. Przechodzący ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, ale nie dziwiłam im się, gdyż pewnie wyglądałam strasznie. Podeszłam do jednego z budynków i oparłam się o mur głęboko oddychając. Kiedy się trochę uspokoiłam, chciałam zadzwonić do rodziców, ale przypomniałam sobie, że mój telefon jest rozładowany. Cholera. Nie wiedziałam gdzie pójść. Nie miałam przyjaciół, u których mogłabym się zatrzymać i zadzwonić od nich do rodziny. Nie chciałam mieszać w to policji, pewnie i tak nie znaleźliby dowodów. Chociaż moje drzwi od pokoju...to bez znaczenia. Nie zamierzałam latać po żadnych sądach. Chciałam po postu trzymać się od niego z daleka. Musiałam iść dalej. Kroczyłam przed siebie wzdłuż chodnika potykając się o własne nogi. 
    ***
    Zaczynało powoli robić się ciemno, choć był jeszcze dzień.Chmury poruszały się szybko z powodu siły wiatru, która popędzała je przed siebie, a te przyklejały się wzajemnie, zakrywając słońce i nie dając przecisnąć się ani jednemu promykowi czystego światła. Już po chwili z nieba zaczęły lecieć małe kropelki deszczu. Padało coraz mocniej. Moje włosy był już całkiem wilgotne. Biegłam szukając miejsca do schronu, ale nie mogłam takiego znaleźć. Postanowiłam w końcu schować się pod daszek jednego ze sklepów. Moje ubrania były przemoknięte, a woda nie zostawiła na nich nawet jednej suchej nitki. Stwierdziłam, że lepiej będzie tu zaczekać aż przestanie padać. Rano nie zapowiadało się na deszcz. Czułam chłód. Było mi zimno. Jeżeli nie chciałam się przeziębić, powinnam była się zaraz przebrać w suche rzeczy. Stojąc pod sklepem zobaczyłam na wystawie całkiem ładną bluzkę - czarny t-shirt, który był bardziej dopasowany od tego, którego miałam aktualnie na sobie, z napisem ''Rock''. Weszłam do sklepu, aby zobaczyć go z bliska. Musiałam zmienić swoje rzeczy, na szczęście posiadałam sporo swoich własnych pieniędzy w torbie, więc pomyślałam, że mogę coś sobie kupić. Oglądając bluzkę z wystawy, w moje oko wpadły ciemnie jeansy z przecieranymi, na obu nogach, kolanami oraz udzie, na prawej. Stwierdziłam, że jeżeli mam już coś kupić, niech będzie to coś porządnego i  fajnie wyglądającego. Nie miałam gdzie spać, a rzeczy, które miałam na sobie, sprawiałyby, że wyglądem jeszcze bardziej przypominałabym żula. Rozmyślałam nad tym, o której moi rodzice wrócą do domu i spostrzegą, że mnie nie ma. Jednak teraz coś innego siedziało w mojej głowie. Czy Ben nadal był w naszym mieszkaniu? Zapatrzyłam się, kiedy podeszła do mnie kobieta pracująca w sklepie. 
- Przepraszam, pomóc w czymś - zapytała ze szczerym uśmiechem na twarzy. Wyglądała na jakieś 20 lat. Miała ciało i twarz modelki. Co robiła w tym sklepie? - Halo, proszę pani- przypomniała mi o swojej obecności. 
- Yhm... czy mogłabym przymierzyć ten t-shirt oraz tamte jeansy - wskazałam na obie te rzeczy. 
- Ależ bardzo proszę - uśmiechnęła się szerzej, ściągając bluzkę z manekina i podając mi ją razem z ciemnymi rurkami. Młoda kobieta zaprowadziła mnie do przymierzalni. Ściągnęłam przemoczone ubrania, przecierając trochę swoje ciało suchym miejscem starej bluzki. Po wyjściu z kabiny zapytałam sprzedawczyni, jak wyglądam w nowych ciuszkach i czy nie są one na mnie za małe, ani za duże. Odpowiedziała, że mam się nie martwić, gdyż są wprost idealne dla mnie, jakby były szyte na miarę. Zdecydowałam, że je wezmę. Zapytała mnie czy ma mi je zapakować, na co zaprzeczyłam, mówiąc, że zostanę w nich, oczywiście za jej pozwoleniem. Zgodziła się. Odczepiła wszystkie metki, po czym poszła w kierunku lady skasować je, a ja chwyciłam moje stare ubrania i zwinęłam. Na szczęście w torbie miałam jakąś siatkę, do której je wsadziłam przed włożeniem do torby. Zapłaciłam kasjerce i podziękowałam, następnie wyszłam na zewnątrz. Przestało już padać, z czego bardzo się ucieszyłam i ruszyłam w dalszą drogę.

______________________________________________________________________

*Jeżeli już tu jesteś i przeczytałaś/eś, proszę, zostaw komentarz. Z góry dziękuję ;)Wyraź też swoją opinię. Krytykę (uzasadnioną) przyjmuję jako pomoc do działalności nad kolejnymi rozdziałami. Nie zniechęcaj się też po przeczytaniu pierwszego rozdziału, cała akcja zaczyna się od trzeciego (są one krótkie, także szybko zleci).

*Blog na razie jest dość ''pusty'' jeżeli chodzi o tło itp., gdyż nie miałam czasu, poza tym  nie znam się na takich rzeczach. Więc jeśli jest tu osoba, która umie robić ciekawe tła, niech do mnie napisze. W nagrodę dostanie follow na tt oraz jakieś wyróżnienie. 

*Pytania kierowane do mnie na: http://ask.fm/DeeFTonero


niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 2

     - Zostaw mnie, zostaw - krzyczałam, ale zamaskowany chłopak z kapturem na głowie szedł w moim kierunku. 
 - Oj, spokojnie skarbie. Chcę cię tylko dotknąć, no, może coś więcej.
    Wystawiłam nogę przed siebie i uderzyłam go w czułe miejsce. 
- Ty mała, zidiociała suko - krzyknął przed zaciśnięte zęby.
     Wstałam i próbowałam uciekać , ale na marne. Dorwał mnie po kilku metrach i popchnął na ścianę, po czym uderzył w policzek. 

      Obudziły mnie pojedyncze promienie słoneczne wyglądające spod rolet okien. Leżałam opatulona kołdrą i przeciągnęłam się raz a porządnie. Spojrzałam na zegar. Była 7:45.
- Cholera, spóźnię się do...- już miałam wychodzić z łóżka, kiedy przypomniałam sobie, że dziś jest sobota. Nagle ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju.
- Meer - po głosie wiedziałam, że to moja mama.
- Słucham - zapytałam nadal siedząc na łóżku i przecierając oczy.
- Masz gościa - czułam jej podekscytowanie, kiedy wypowiadała te słowa. Nie musiałam na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że na jej twarzy maluje się spory uśmiech. Nie wiedziałam o kogo jej chodzi. Wstałam i otworzyłam drzwi. Nie myliłam się, w progu drzwi stała oczywiście moja mama.
- Jakiego gościa - zapytałam od razu ze zdziwieniem.
- A zobaczysz. Ktoś, komu bardzo się spodobałaś - uśmiech nie schodził z jej ust, puściła mi oczko. Komu mogłabym się spodobać? To było już oczywiste, zwłaszcza po ekscytacji wprost malującej się na twarzy kobiety. ''O Boże, nie, tylko nie on'' pomyślałam.
- Zejdź na dół...zaraz po tym, jak dojdziesz do odpowiedniego stanu twojego wyglądu - zmierzyła mnie od góry do dołu. Spojrzałam na nią pytająco i po chwili zorientowałam się, że wyglądam strasznie, ponieważ wyrwano mnie właśnie ze snu.
      Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Umyłam zęby, uczesałam się i w końcu mogłam się ubrać. Założyłam dresy, w których chodzę w domu oraz czarny t-shirt, który był mi trochę za duży, ale właśnie w takim stroju czułam się najlepiej. Byłam gotowa do zejścia na dół. Nie miałam zamiaru się jakość specjalnie stroić, tylko dlatego, że przyszedł do nas jakiś koleś, którego ja wcale nie znam. Miałam dobre oceny i byłam dobrze wychowana, ale to nie oznaczało, że jestem święta. Nie piłam, nie paliłam tylko dlatego, gdyż wiem, że nie odpowiadałoby to moim rodzicom. Chociaż sama też nigdy nie myślałam, żeby spróbować. Jakoś mnie do tego nie ciągnęło. Może i tym lepiej, bo wiem, że już dawno miałabym wykład od mich rodziców, jaką to idealną córeczką być powinnam. Ufali mi jednak i wierzyli, że jestem taka, jaka myślą, że jestem. Kiedy nie było ich w domu zawsze puszczałam głośno muzykę i odchodziłam od nauki. Jednak po kilkunastu minutach zaraz do niej wracałam, żeby nie dostać pały. Nie chciałam zawieść mojej mamy.
      Zeszłam na dół, kiedy na mój widok uśmiechnięty chłopak od ucha do ucha, wstał aby się ze mną przywitać. Przytulił mnie jakby nigdy nic, na co zrobiłam pytającą minę i lekko go od siebie odepchnęłam.
- Och, przepraszam - wymamrotał Ben spuszczając głowę, by po chwili z powrotem na mnie spojrzeć i uśmiechnąć się.Obeszłam obok niego i usiadłam na sofie. Ten nie spuszczał ze mnie wzroku i nadal milutko się uśmiechał. Miałam go dość, choć widziałam go dopiero drugi raz. Chętnie zdarłabym mu ten uśmieszek z twarzy, ale nie chciałam go urazić, na dodatek przy moich rodzicach.
- Ben chciał Cię gdzieś zaprosić - moja mama nie wytrzymała i aż wykrzyczała prawie tą wiadomość, tak, że podskoczyłam. - Wybacz, Ben, nie mogłam się opanować. Jestem tak bardzo podekscytowana.
-Keery, uspokój się, wystraszysz ich obu - upomniał ją mój tata. - Zostawmy ich samych , niech Ben sam to załatwi. Pamiętaj - zwrócił się do chłopaka - masz ją pilnować.
- Niech się pan o nic nie martwi, panie Lange - zapewnił go.
- Och, chłopcze, proszę, mów do mnie Greg.
- A więc dobrze...Greg - wymienili się wzajemnie uśmiechami. Co? Czy to znaczy, że mój ojciec i on przeszli na ''ty''? Z nikim tego nie robił. Ten chłopak nawet nie należał do naszej rodziny, ani znajomych. Chyba, że tata myślał inaczej. Co jak co, ale zaczęło mnie to powoli, coraz bardziej denerwować.
     Siedziałam z wytrzeszczonymi oczami. Kiedy rodzice zostawili nas samych, Ben usiadł obok mnie przyglądając mi się, jakby miał mnie zaraz zjeść. Już chciała wstać, kiedy ten mnie zatrzymał, łapiąc za rękę i posadził z powrotem na sofie.
- Poczekaj- nakazał. - Czy ty...- chciałam mu już powiedzieć, żeby się w końcu wyjąkał, ale opanowałam się. - Czy ty pójdziesz ze mną...- myślałam, że dostanę szału. - do kina?
Serio? Do kina? Czułam jakby chciał mi się oświadczyć. Jąkać się o głupie kino?  Nie mogłam przestać się śmiać.
- Co cię tak bawi? Powiedziałam coś nie tak?
- Nie, ale...- zaczęłam. - wybacz, Ben, nie jestem zainteresowana. 
- Och...- chłopak spochmurniał. - Mogłaś powiedzieć, że nie jestem w twoim typie.
Cholera, rozgryzł mnie. Musiałam się z tego wyplątać.
- Słuchaj, to nie tak. Znaczy się... - nie wiedziałam, co powiedzieć. - Jesteś naprawdę miłym chłopakiem, ale ja chcę być sama - dałam mu to szybko do wiadomości.
- Rozumiem - odparł.
- Wiesz i...co - zdziwiłam się.
-Rozumiem - powtórzył. Nagle zza framugi wyjrzała mama, pukając w nią.
- Nie przeszkadzam- zapytała z nadzieją, że nie przerwała nam w jakimś ważnym momencie.
- Nie - odparłam, ciesząc się nawet z tego, że przyszła.
- Chciałabym tylko oznajmić, że wychodzimy z tatą. Jest sobota, a my mamy wolne. Chcieliśmy spędzić ten czas razem.
- Pewnie - uśmiechnęłam się.
    Włączyłam telewizję i skakałam po kanałach. Wreszcie zostawiłam na jakimś teleturnieju. Udawałam, że mnie to interesuje, tylko po to, bym nie musiała rozmawiać więcej z Benem. Nie miałam na to najmniejszej ochoty. Denerwował mnie sam sposób jego bycia. Może i był miły, ale strasznie nudny i natrętny zwłaszcza, kiedy tak cały czas na mnie patrzył. O nie, tym razem coś mu wygarnę. Już miałam otworzyć usta, kiedy mama ponownie wyjrzała zza framugi.
- My właśnie wychodzimy. Pewnie wrócimy wieczorem. Dacie sobie radę?
- Tak - ciągle wpatrywałam się w telewizor.
- Uhm...wychodzicie gdzieś - zapytała. Ben spojrzał na mnie z nadzieję, lecz ja nie patrząc na nich powiedziałam szybkie ''nie''. Nie miałam zamiaru nigdzie z nim wychodzić. Chciałam, żeby już sobie poszedł. Chyba się na to jednak nie zanosiło...
- O...ok. Uważajcie na siebie i bawcie się dobrze -wyszła. ''Jasne'' pomyślałam. Zostaliśmy sami. Słyszałam jak odjeżdża samochód. Wiedziałam, że to będzie długa noc, po czym westchnęłam.

 ____________________________________________________________________________

*Jeżeli już tu jesteś i przeczytałaś/eś, proszę, zostaw komentarz. Z góry dziękuję ;)Wyraź też swoją opinię. Krytykę (uzasadnioną) przyjmuję jako pomoc do działalności nad kolejnymi rozdziałami. Nie zniechęcaj się też po przeczytaniu pierwszego rozdziału, cała akcja zaczyna się od trzeciego (są one krótkie, także szybko zleci).
*Blog na razie jest dość ''pusty'' jeżeli chodzi o tło itp., gdyż nie miałam czasu, poza tym  nie znam się na takich rzeczach. Więc jeśli jest tu osoba, która umie robić ciekawe tła, niech do mnie napisze. W nagrodę dostanie follow na tt oraz jakieś wyróżnienie. 

*Pytania kierowane do mnie na: http://ask.fm/DeeFTonero

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 1

           Wychodzący uczniowie z klasy przywrócili mnie do świata żywych po tym, jak siedziałam głęboko zamyślona patrząc ślepo przez okno. Stojący przede mną nauczyciel z niepewnym uśmiechem dał mi do zrozumienia, że powinnam już wyjść z klasy, gdyż lekcje się skoczyły. Pośpiesznie spakowałam wszystkie książki do torby i ruszyłam w kierunku drzwi rzucając szybkie ''do widzenia''.
            Schodząc po schodach wejściowych prowadzących na zewnątrz, zdążyłam ujrzeć czarne BMW i zajmującego miejsce kierowcy mężczyznę  w ciemnym garniturze, który właśnie spoglądał na swoją rękę, zapewne chcąc zerknąć na godzinę, którą pokazywał jego zegarek. Był to mój kierowca, który zawsze odwoził mnie do szkoły i odbierał z niej do domu. Wolałabym po prostu jeździć autobusem robiąc małą przechadzkę w stronę przystanku autobusowego znajdującego się tuż za rogiem. Szybko zbiegłam ze schodów i wsiadłam do auta, a ono już po sekundzie ruszyło.
   ***
           Kiedy przyjechaliśmy do domu, rzuciłam torbę i pobiegłam korytarzem próbując wdrapać się po schodach, lecz mama zawołała moje imię. Zrezygnowałam z wspinaczki, odwróciłam się i skręciłam w pomieszczenie po mojej lewej. Mama z tatą siedzieli na sofie a z nimi jakiś chłopak. Zdziwiłam się. Był może rok-dwa starszy ode mnie. Miał włosy koloru ciemnego blondu i brązowe oczy, które udało mi się zauważyć z kilku metrów. Siedział lekko zgarbiony, a ręce trzymał splecione pomiędzy rozchylonymi kolanami. Nigdy dotąd go nie widziałam. Miałam nadzieję, że to ktoś z dalekiej rodziny, jednak okazało się inaczej. 
-Co...co się dzieje-zapytałam.
-Podejdź do nas-uśmiechnęła się moja mama.
-Kto to jest-zrobiłam niepewnie krok do przodu.
-Mam nadzieję, że wkrótce członek naszej rodziny-odpowiedziała kobieta, po czym zaśmiali się wszyscy trzej. 
          Otwarłam szerzej oczy. Jak to WKRÓTCE członek naszej rodziny? A więc do niej nie należał... Ale co mama miała na myśli? Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Usiądź-zaproponowała mama, pokazując miejsce obok niej.
-Dziękuję, postoję- dodałam też gest dłonią.- Mamo, co to ma znaczyć?
Nie wiedziałam co się dzieje. Oczekiwałam natychmiastowego wyjaśnienia. 
-Znaleźliśmy ci z ojcem dobrego partnera. Jesteś jeszcze młoda, ale spokojnie, nie musicie się spieszyć. W tym czasie możecie się bliżej poznać - uśmiechnęła się spoglądając na chłopaka.
          Co ona w ogóle wygadywała? Miałam nadzieję, że żartuje. Nie mogłam w to uwierzyć. Miałam dopiero 18 lat, a czasy, kiedy rodzice wybierali swoim córkom partnerów , już dawno minęły. Co oni sobie myśleli? 
 -Ben jest z dobrej rodziny - odezwał się tata.- Na pewno się dogadacie. Między wami jest tylko rok różnicy. Z nim twoja przyszłość będzie lepsza.
           Miałam dość moich rodziców. Ciągle chcieli mnie kontrolować. Przekupowali każdego, żebym tylko zawsze była najlepsza. Właśnie dlatego nigdy nie miałam przyjaciół. Przez nich nikt nie chciał się ze mną przyjaźnić. Ale tego było już za wiele. 
           Chłopak wstał i podszedł bliżej się ze mną przywitać.
-Cześć-uśmiechnął się miło. Był trochę sztywny. Miał średniej budowy ciało. Ale cóż, przystojny to on był. Wyciągnął rękę - Jestem Ben, ale to już pewnie wiesz.
-Hej - niepewnie podałam mu rękę po czym szybko ją cofnęłam, kiedy ten nie zamierzał jej puszczać, nie chcąc by ta chwila trwała ani sekundę dłużej. 
-To może zostawimy was samych - oznajmił tata, następnie razem z mamą wyszli z salonu. Jeszcze tego pożałują, że mnie tu zostawiają samą z tym typem. Zrobiłam zrezygnowaną minę, mając nadzieję, że jej nie zauważył. Chłopak cały czas się we mnie wpatrywał z uśmiechem na twarzy. 
-Masz dzisiaj czas - zapytał nagle.
             Jeszcze tego brakowało. Nie mogłam się zgodzić. Musiałam mu odmówić. 
-Nie mogę, muszę się uczyć.
-A...no jasne-spojrzał w dół, ale zaraz znowu wrócił wzrokiem na mnie. -Jesteś bardzo ładna - powiedział ni stąd ni zowąd. 
             Denerwowało mnie to jego przenikające spojrzenie. Nie był w moim stylu. Nikt nie był w moim stylu. Nie chciałam dzielić z nikim swojego życia. Nie teraz, nie teraz, kiedy mam masę nauki. Bobrze było mi samej. 
-Nie wiem co powiedzieli ci moi rodzice, ale wiedz, że nie jestem zainteresowana, wybacz- odwróciłam się na pięcie i po prostu wyszłam. Po drodze wzięłam torbę i ruszyłam w kierunku schodów. Nadal nie mogłam w to wszystko uwierzyć.
              Kiedy weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko twarzą do niego. Miałam lekkie wyrzuty sumienia, że tak na niego nakrzyczałam, i że wyszłam bez pożegnania. W końcu to nie była jego wina, ale co miałam zrobić? Zdenerwowałam się. Myślę, że ktoś inny na moim miejscu również by stamtąd wyszedł. Miałam już naprawdę dość tych akcji moich rodziców. Wiedziałam, że są do wszystkiego zdolni, ale nie myślałam, że postanowią sami na siłę znaleźć mi chłopaka. Mieliśmy XXI wiek. Już nikt tak nie robił w religii chrześcijańskiej. To było trochę poniżające. Dziwne, że nie kazali się nam w ten sam dzień pobrać i nie wyprawili hucznego wesela, na co ich stać. Dla mnie to było chore. Nikt nie będzie wybierał mi chłopaka, a na pewno nie oni, w tej chwili i...Bena. Nie pasowalibyśmy w ogóle do siebie. Moi rodzice mnie nie znali, choć im wydawało się całkiem inaczej. Nie mogą mówić mi stale co mam robić ani tym bardziej mówić mi, z kim powinnam się umawiać, kiedy i w jaki sposób. Nie mogłam na to pozwolić. 
                Nie zeszłam na dół, aż do kolacji. Przy stole w ogóle się prawie nie odzywałam. Nie mogłam na nich patrzeć. Nie po tym, co zamierzali zrobić. Jeśli myślą, że im się uda, to się grubo mylą. Nie jestem taka jak oni, oj nie...
                Po kolacji poszłam wziąć kąpiel, po czym wskoczyłam do łóżka  i próbowałam zasnąć, nie myśląc już o wydarzeniach, które miały miejsce dzisiejszego dnia.


__________________________________________________________________________________
*Jeżeli już tu jesteś i przeczytałaś/eś, proszę, zostaw komentarz. Z góry dziękuję ;)Wyraź też swoją opinię. Krytykę (uzasadnioną) przyjmuję jako pomoc do działalności nad kolejnymi rozdziałami. Nie zniechęcaj się też po przeczytaniu pierwszego rozdziału, cała akcja zaczyna się od trzeciego (są one krótkie, także szybko zleci).

*Blog na razie jest dość ''pusty'' jeżeli chodzi o tło itp., gdyż nie miałam czasu, poza tym  nie znam się na takich rzeczach. Więc jeśli jest tu osoba, która umie robić ciekawe tła, niech do mnie napisze. W nagrodę dostanie follow na tt oraz jakieś wyróżnienie. 

 *Pytania kierowane do mnie na: http://ask.fm/DeeFTonero